No products in the cart.

FotografiaDziewczyna z okładki – ERIC LIYAH KANE

tattooXorchestra

Eric Liyah Kane

Dziewczyna z okładki – ERIC LIYAH KANE

Dziewczyna z okładki magazynu „tatuaż” nr 53.

Kolejna młoda, piękna i wytatuowana dziewczyna z naszej okładki. Eric Liyah Kane, którą na potrzeby tego wydania przepytała Anna Paprzycka. Zapraszamy do lektury!

Eric Liyah Kane, skąd taki pomysł na pseudonim artystyczny?

– Erica Kane to postać filmowa, w anglojęzycznych krajach było mi ciężko przedstawiać się jako Magdalena Chmielowiec. Agencja, w której pracowałam, i mój agent podpowiedzieli mi, że powinnam zmienić imię na pseudonim artystyczny. Moim zdaniem „zdrowo” jest oddzielać życie prywatne i pracę. Mając inne imię, mogę to robić bez problemu. Tym bardziej, że pracuję w branży, w której postać sceniczna jest całkiem inna niż ta prywatna.

Jak rozpoczęła się twoja przygoda z modelingiem alternatywnym? Co było pierwsze: tatuaże czy sesje zdjęciowe?

– Sesja zdjęciowa, miałam siedemnaście lat i zero tatuaży. Ogólnie – wyglądałam jak przeciwieństwo tej osoby, którą jestem teraz. Jako młodej, zakompleksionej dziewczynie z chorobą skóry, dość często zaczepianej i nie za bardzo lubianej w czasach szkolnych – modeling pomógł mi wyjść z tak zwanego „comfort zone”. Jestem wdzięczna wszystkim, którzy pomogli mi zostać osobą, jaką jestem teraz.

Co sprawia ci w tym, co robisz, największą frajdę?

– Wcielanie się w inne role na potrzeby sesji. Jednego dnia jestem ubrana w latex, a innego – w piękną wiktoriańską sukienkę, biegam po lesie. Modeling jest tak szeroki, jeśli chodzi o możliwości, każdy fotograf ma inną wizję, każdy inaczej pracuje. To coś niesamowitego, poznawać tak utalentowanych ludzi praktycznie przy każdej sesji.

Czyje prace masz na sobie, w jakich okolicznościach powstały? Są efektem twoich przemyślanych propozycji czy wizji tatuatorów? Zdarzało ci się komuś po prostu „udostępnić swoją skórę”?

– Całkiem niedawno „oddałam” część swojej nogi Viktorowi Dimitrovowi. Pracuję z nim w TATTOO SANCTUARY STUDIO, w którym jestem obecnie menadżerem. Każdy tatuaż był przemyślany, każdy wybierałam bardzo długo. Szanuję swoje ciało i traktuję je jako „kanwas” tylko dla najlepszych artystów, jakich spotykam.

Czy któryś z tatuaży ma dla ciebie znaczenie szczególne?

– Jest parę, które traktuję z większym sentymentem niż inne, jak skan bicia serca Filipa, mojego chrześniaka. Mam też linię na ustach, która jest dla mnie bardzo ważna. Mandala na dłoni została wytatuowana w ostatni blood moon, a jest wynikiem mojego zainteresowania astronomią i wpływem księżyca na ziemię. Uwielbiam też wilka na moim brzuchu, zrobionego przez Amber Elliott w TATTOO SANCTUARY.

Zamierzasz zakryć całe ciało?

– Zdecydowanie nie, jestem wytatuowana tylko z prawej strony i tak też zostanie.

Dość sporo podróżujesz. Zgodzisz się ze mną, że wykonując ten rodzaj pracy, mogłabyś mieszkać praktycznie wszędzie? Tęsknisz czasami za krajem?

– Tęsknię za rodziną, ale widzę ich co 3 – 4 miesiące. Jestem bardzo blisko związana z moją siostrą Maliną. Mamy stały kontakt telefoniczny, internetowy i oczywiście przez skype’a. Modeling to praca, którą można wykonywać praktycznie wszędzie. Anglia to miejsce, w którym jest dużo więcej możliwości dla modelek alternatywnych. Aczkolwiek podpisałam też kontrakty w innych krajach, na przykład w Afryce Południowej.

– Współpracowałaś już z wieloma magazynami, artystami. Wiem, że masz na swoim koncie nie tylko sesje do czasopism, ale również okładki książek, płyt. Zdradź nam trochę szczegółów. Jak to się robi? To chyba nie tylko kwestia szczęścia i ładnej buzi?

– Możliwe, że to szczęście. Za każdym razem, gdy dostawałam ofertę na okładkę książki czy płyty, było to dla mnie dużym szokiem. Czasami opłaca się być sobą. Zawsze staram się dać z siebie wszystko, jeśli chodzi o pracę z innymi ludźmi. Nie chcę, żeby ktokolwiek był zawiedziony, że wybrał mnie, a nie inną modelkę.

Jaką osobą jesteś prywatnie? Wiem, że lubisz psy, a poza tym? Uwielbiasz szyć i gotować czy może uprawiać sporty ekstremalne?

– Uwielbiam wszystkie zwierzęta, nie tylko psy, prywatnie jestem molem książkowym i romantyczką, osobą, która kocha swoją rodzinę, muzykę i komiksy. Jestem szczęśliwa, mam wspaniałego partnera, najlepszych przyjaciół na świecie. Jestem samowystarczalna, mam super pracę, a przede wszystkim – ja i moi najbliżsi jesteśmy zdrowi. Doceniam to, co mam.

Jak widzisz siebie za dziesięć lat? Nadal w branży, przed obiektywem, czy może w innej roli?

– Za dziesięć lat? Szczerze, to nie mam pojęcia… W górach przed kominkiem, z książką i szklanką czerwonego wina, z rodziną i Benem tuż obok mnie. Szczęście to nie jest kwestia posiadania, o czym w tych czasach, niestety, często się zapomina. Mój świat to ci wszyscy, którzy sprawiają, że jestem szczęśliwa.

Wywiad z magazynu „TATUAŻ” nr 53 (1) styczeń 2016

Rozmawiała Anna Paprzycka

Zdjęcia Jamie Torrance – JamieTPhotography

Post a comment