Legendy Tatuażu: Spider Webb

post-main-image-tattooxorchestra-spider-webb-tattoo-legend.jpg

Wywiad Spider Webb

– Mamy kilka pytań do ciebie, będę mówić tak głośno, jak tylko potrafię.

– OK. Będę słuchał tak głośno, jak tylko potrafię.

– Gdy po raz pierwszy na konwencji w Nowym Jorku nasz redaktor wręczył ci nasz magazyn, byłeś bardzo podekscytowany. Powiedziałeś nawet, że w twoich żyłach płynie polska krew?

– Tak, to prawda.

– Doprawdy? Więc jakie są twoje korzenie?

– Moja babka była Polką.

– Ale po polsku nie mówisz, co?

– Nie, skąd. Pamiętam tylko jedno słowo „zupa”, ale słyszałem wiele polskich słów. Wielu ludzi w Stanach mówi po polsku.

– To żadnych przekleństw nie znasz?

– A wiesz, znałem kiedyś, gdy jeszcze żyła moja babka. Mówiła dużo po polsku, ale nie przeklinała zbytnio. Moja mama też mówiła po polsku, gdy pytałem ją o coś, to odpowiadała mi po polsku, zwłaszcza jeżeli w tamtym pomieszczeniu byli jacyś Polacy.

– Czyli twoja babka i twoja mama były Polkami…

– Tak jest, ojciec pochodził z Holandii.

– … ale ty urodziłeś się już w Stanach?

– Tak.

– Byłeś kiedykolwiek w Polsce?

– Raz, gdy byłem mały i na chwilę. Mam pewien niedosyt, bardzo chciałbym móc więcej razy odwiedzić Polskę. Chciałbym pojechać do Polski na ryby…

– Może lepiej, jakbyś przyjechał na jakąś konwencję tatuażu…

– Chętnie.

 

– Maszynki, które wykonujesz, to nie lada gratka dla kolekcjonerów. Są tak ciekawe i atrakcyjne, że same w sobie mogły by pretendować do rangi autonomicznego dzieła sztuki. Czy ta działalność jest dla ciebie tylko jakimś hobby, czy ma taki sam status jak np. tatuowanie?

– Wszystko co robię w dziedzinie tatuażu ma dla mnie takie samo znaczenie. Wstaję rano i zastanawiam się, którą z tych rzeczy chciałbym tego dnia robić. Zadaję sobie wtedy pytanie „a co byś najbardziej chciał dziś robić?”, no a potem to robię.

– Skąd czerpiesz inspirację? Masz jakieś jedno źródło inspiracji?

– Inspirację czerpię z otwierania i zamykania oczu, i tego typu podobnych rzeczy.

– Jednak wszystko, czym się zajmujesz, kręci się wokół ciała ludzkiego, które też mogło by być niezłą inspiracja? Tatuowanie, produkcja sprzętu…

– Robię wiele rzeczy. Robię broń, oto moja broń masowej zagłady, noże, maszyny podobne do tych od tatuażu, tyle, że o wiele delikatniejsze. Wszystko co jest pod ręką. Gdy kiedyś zobaczyłem, jak się robi maszynkę do tatuażu, to omal nie zwariowałem. Obecnie sam robię każdy najmniejszy element takiej maszynki. Nie mam żadnych praktykantów, którzy mogliby mi pomóc, po prostu nad każdym najmniejszym elementem pracuję sam bez wytchnienia.

– Ile zajmuje ci zrobienie jednej maszynki?

– Nie mam pojęcia.

– Czy to od czegoś zależy?

– Od tego, czy akurat mnie „weźmie” na jej punkcie czy nie. To co się dzieje jest spontaniczne; chcę coś zrobić tak, nagle myślę, że chcę to zrobić inaczej, np. może bardziej w ponurym stylu… Nie da się przewidzieć, jaka maszyna powstanie, bo wszystkie pomysły biorą się z przestrzeni kosmicznej.

– I właśnie wtedy wychodzą ci takie fajne rzeczy?

– No tak, tak…

– A wiesz, co ludzie mówią na temat twoich maszynek?

– Ależ nie, ja sram na to, co mówią. Tworzę je i nic nie wiem o tym, co ludzie mówią. Zresztą, gdybym nie potrzebował pieniędzy, to nie miałbym ochoty ich odsprzedawać. Ale to jest nawet cool. Wiem, że ludzie, którzy je kupują, dobrze się muszą nimi bawić.

– Pamiętasz, jaka była największa cena, za jaką puściłeś maszynkę?

– Jest taki dom aukcyjny Christie’s. Tam sprzedałem jedną z pierwszych maszynek. Wtedy coś takiego, jak maszyna do tatuowania, w ogóle po raz pierwszy pojawiło się na aukcji. Jakieś 20 lat temu w Nowym Jorku byłbym aresztowany za tatuowanie. Maszyna do dziarania, wystawiona wtedy na aukcji, nie wzbudziła dużego zainteresowania. Tatuowanie wtedy było czymś „bee”. Obecnie jest już inaczej, sprzedane do muzeum historii naturalnej, maszyny idą na aukcji u Christie’s od razu, bo ludzie uważają je za dzieła sztuki.

– Pewnie wiesz o tym, że tatuowanie w Polsce przeszło podobną drogę jak w NYC – stało się legalne stosunkowo późno. Wspominałeś przed wywiadem, że kiedyś cię przymknęli za tatuowanie. Wiem, że w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych w Stanach nie wszędzie było łatwo, a w niektórych stanach do dziś jeszcze można trafić za kratki właśnie za tatuowanie. Jak ty, jeden z pionierów tatuowania, radziłeś sobie w tamtych czasach, jak walczyłeś o to, żeby to stało się legalne?

– Jasne, to proste jak diabli. Mnóstwo ludzi, którzy mieli w cholerę pieniędzy, uważali, że: „O, tatuowanie! – tam musi być dużo pieniędzy do zarobienia!”. Te gnoje powiedziały: „Hej, naróbmy bagna wokół dziarania!” I co się stało, gdzie to bagno? Maszynka trafiła do muzeum historii naturalnej. I co, czy nie mam tych pieniędzy, o które walczyłem? Dzisiaj skurwiele mówią: „O tatuowanie, też mi sztuka!” I dalej gówno wiedzą o tym. Mówią tak, bo mają pieniądze i z głodu nie umrą. Ale niech tak będzie. W końcu zobaczą, że tatuaże są OK. My wszyscy to już od dawna wiemy. Nie jesteśmy idiotami, żeby uważać inaczej, no nie?

– Więc myślisz, że w historii tatuażu był jakiś punkt zwrotny? Moment, w którym zaakceptowano tatuaż?

– Akceptacja przyszła wraz z pieniędzmi, cholernymi pieniędzmi.

– Jak zaczęła się twoja przygoda z różnego rodzaju publikacjami i wydawnictwami?

– A mogę ja z tobą wywiad przeprowadzić?

– Jasne, ale tego taśma magnetofonowa może nie wytrzymać.

– Zwłaszcza, że mam ochotę zapytać cię o sex.

– Ha, ha, ha!

– Jak utraciłaś dziewictwo? No wiesz? Ile miałaś lat? Co my tu robimy? I gdzie macie prawdziwe pytania?

– Ha, ha, ha!

– Ach, czuję jakbym odkrywał Amerykę. Jesteście z Polski, no nie? Chcecie kiełbasy?

– Dobra, wystarczy… Jak zacząłeś publikować swoje książki?

– Uważałem, że ludzie powinni wiedzieć jak najwięcej o tatuowaniu, a wtedy nie było książek na ten temat. Jedyne książki, w których coś pisało o tatuażach, to były pozycje takie jak np. kronika policyjna albo szpitalny rejestr ludzi, którzy postradali zmysły. Były to oczywiście rzeczy mówiące nieprawdę o tatuażu. Powiedziałem wtedy, że sram na takie bzdury i że musi powstać coś, co mówi prawdę, coś w co ja wierzę.

– Próbowałeś w tych książkach bronić tatuażu?

– Nie. Chciałem wytłumaczyć czym jest tatuaż. Nie było potrzeby bronienia albo usprawiedliwiania go.

– Czy to prawda, że…

– Poczekaj, nie odpowiedziałaś mi na pytanie o dziewictwo.

– Przestań, jestem niepełnoletnia i raczej nie mogę powiedzieć zbyt dużo na ten temat.

– Coś ty, masz do powiedzenia więcej niż ktokolwiek. Jesteś w stanie powiedzieć wszystko na ten temat. I masz dopiero osiemnaście lat, super.

– Czy to prawda, że tatuowałeś płody ludzkie?

– Tak.

– A skąd je wziąłeś?

– Kupiłem od jakiegoś lekarza.

– Naprawdę? To było legalne wtedy?

– A nie mam pojęcia. Po prostu lekarz sam mi je sprzedał. Ostatnio nawet mi się to znowu zdarzyło, jakieś dwa lata temu, gdy przebywałem na wyspie Pony Island.

– Nadal je przechowujesz?

– Tak.

– Skąd w ogóle taki pomysł?

– Nie wiem, obudziłem się pewnego dnia i od razu przyszedł mi ten pomysł do głowy.

spider webb tattoo plod
– Przechowujesz też obcięte palce?

– Miałem….

– Tatuowane?

– …ale zgubiłem je.

– Coś takiego! OK, a powiedz nam o twoich relacjach z innymi artystami, np. Annie Sprinkle?

– Jasne.

– Ona też lubi podobnie ekstremalne klimaty. Łączy was jakaś szczególna więź?

– Bardzo szczególna. Poznałem ją gdy miała 18 lat, i od tamtego czasu nieprzerwanie się przyjaźnimy. Wciąż razem wykonujemy mnóstwo dzieł. Na przykład ta maszynka, którą tu mamy, posiada element biżuterii Annie. Tutaj mamy pukiel jej włosów, tam widzisz kilka włosów łonowych, też od Annie. To jest fragment spalonej słońcem skóry ludzkiej i kawałek ludzkiej kości.

– Co jeszcze wspólnie wykonujecie?

– Zrobiliśmy taką niesamowitą instalację przy użyciu ciała, tzw. tattoo flash. Annie zamoczyła tampon w atramencie, położyła sobie to na cyckach, a potem odbiła to wszystko na papier. Ja to samo zrobiłem ze swoim fiutem. Potem ludzie przychodzili do studia tatuażu, oglądali te flashe i chcieli się tatuować; to takiego penisowatego pająka, to sutki Annie… Naprawdę piękne flashe powychodziły nam z tego.

– Jak ci się podoba twórczość Annie Sprinkle?

– Jest cudowna. Annie wybiera się niebawem do Nowego Jorku, spotkamy się i urządzimy razem wystawę, może jakieś show…

– Świetnie, a gdzie to będzie?

– O, nie wiem dokładnie, poza tym to będzie impreza objazdowa.

– Kiedy Annie przylatuje?

– Drugiego września.

– Jak to drugiego września? Drugi września było dwa dni temu. Przykro mi, że ode mnie się dowiadujesz, ale dziś mamy czwartek. Powiedz, ostra balanga była co?

– O cholera, serio? Ale wtopa, rany! Miałem maszynkę dziś skończyć i zapomniałem. Kurde mać! Mam nadzieję, że ona mi wybaczy.

– Miejmy nadzieję, że wybaczy… Prawie zapomniałam cię zapytać, co sądzisz o Polakach i Polsce?

– Myślę, że Polacy są najlepsi na świecie.

– Znowu się nabijasz?

– No skąd. Sam pochodzę z Polski, no i jak ten fakt nie mógłby być cool?

– Gdybyśmy otwarli muzeum w Polsce, ofiarowałbyś nam jedną maszynę z twojej kolekcji lub jakieś inne swoje dzieło?

– Pewnie! Gdy już coś takiego otworzycie, to po prostu zaproście mnie, a ja z czymś do was przyjadę. Wolę, żebyście mi najpierw pokazali to muzeum, bo wtedy nie dałbym wam nic na ślepo, tylko bym przywiózł walizkę maszynek i po obejrzeniu waszego muzeum coś dla was wybrał, coś co pasuje do waszej kolekcji. Czy to nie byłby zajebisty pomysł?

– Rzeczywiście. A ponadto taki eksponat byłby bardziej wartościowy. Czy masz jakieś przesłanie, które chciałbyś przekazać polskim czytelnikom magazynu „Tatuaż – Ciało i Sztuka”?

– Jasne. Jeśli dokądś wyjeżdżacie, nigdy nie zapominajcie skąd przyjechaliście.

– A skąd tyle motywów patriotycznych w twojej ostatniej wystawie? Możesz nam o tym opowiedzieć?

– Akurat byłem w Nowym Jorku, gdy zostały zniszczone dwie wieże World Trade Center. Przerwałem wszystkie swoje zajęcia i zająłem się tym. To jest na temat tej katastrofy.

– Opowiadasz w ten sposób o wydarzeniu, czy próbujesz powiedzieć coś więcej?

– Po prostu staram się mówić. Nie myślę zbyt dużo o tym. Jestem zajęty pracowaniem, nie myśleniem. Nie należy myśleć o pracy. Ray Bradbury napisał kiedyś, że jest taki trójkąt, takie trzy elementy, o których musisz pamiętać, i to jest klucz do życia. Narysuję wam. „Praca” to jedno ramię, „wypoczynek” drugie, a „nie myśleć” to trzecie. Popatrz, pracujesz, a potem musisz się zrelaksować, no nie? Jeżeli tego nie zrobisz, to twoja praca będzie do dupy. Jeżeli będziesz myślał, to w ogóle nie pracujesz, bo zajęty jesteś myśleniem, a nie pracowaniem. Jeżeli którykolwiek z tych elementów schrzanisz, to ci mówię, że oto masz kiepski dzień. Gdy zdałem sobie z tego sprawę, przemyślałem to i rzeczywiście okazało się, że to ma sens, że to jest klucz do życia. Nie wolno sobie lecieć w chuja z tymi elementami. Jeżeli coś, nad czym akurat pracowałem mi nie wychodziło, to wiedziałem, że coś nie jest w porządku z moim relaksem. Spojrzałem na sytuację i… mam! Mówiłem sobie: sram teraz robotę, muszę się wyluzować i wypocząć.

– Potrafisz relaksować się pracując?

– Oczywiście, a co, moja praca nie jest dobra? To oznacza przecież, że jestem zrelaksowany, no nie? Nie da rady inaczej.

Społeczeństwo wschodnie ma idealne podejście do pracy. Popatrzcie na dzieła orientu. Wielcy artyści to najbardziej zrelaksowani ludzie, pracują i są jednocześnie zrelaksowani. Ludzie podziwiają dzieła orientu z prostych powodów. Relaks. Gdy jesteś zrelaksowany, to masz wszystko pod kontrolą. A co chcesz mieć pod kontrolą, jak nie jesteś zrelaksowany? No i nie można też myśleć. To szkodzi.

– A to dotyczy tylko pracy artystów?

– To dotyczy wszystkich pracujących. To jest sekret udanej pracy. Możecie sobie to zapamiętać. Wielka szkoda, że ktoś mi nie wytłumaczył tego, gdy miałem osiemnaście lat, bo całe lata trwa samotne dojrzewanie do takiego przekonania.

– No to ja ci dziękuję za lekcję.

– Miło mi.

– Masz sprecyzowane plany co do swojej artystycznej przyszłości?

– Eee, nic mi o moich planach nie wiadomo. Zobaczymy, co mi będzie pasowało, to się stanie. Mam zegarek i kalendarz, ale nie wiem co się stanie, i nawet nie dbam o to.

– No ale jak nie masz planów, to coś tracisz, na przykład jeden dzień?

– O nie, źle mnie zrozumiałaś. Ja wypoczywałem wczoraj i dlatego nie patrzyłem na kalendarz.

Powiedzcie, czy Polska nie toczyła jakiejś wojny ze Stanami? Nie? No to świetnie, to jest właśnie polski wojownik.

– Czy mógłbyś nam udostępnić jakieś zdjęcia swoich prac, tatuaży, maszynek?

– Jasne, ale wydawało mi się, że zrobiliście już zdjęcia?

– Chodzi nam o zdjęcia twojego autorstwa. Coś, co moglibyśmy zamieścić w artykule o tobie.

– OK, tu macie wszystko. Poza tym musicie przejrzeć moją stronę www, i co tam znajdziecie, możecie podkraść. Macie moje przyzwolenie.

– A twoja galeria? Kiedy ona jest otwarta? Gdzie w Nowym Jorku możemy zobaczyć twoje prace?

– Będzie otwarta w 2004 roku, ale nie wiem, w którym miesiącu. Podaruję wam na koniec rozmowy taką książkę. Jest tu dużo odjechanych obrazków i zdjęć. To wydawnictwo Shiffer, jest do znalezienia w Internecie.

– Masz jakieś szokujące zdjęcia, które moglibyśmy zamieścić na okładce magazynu?

– Mam. Nie mam ich przy sobie, ale wiem, skąd możecie je wziąć.

– Z Internetu?

– Nie. Weźcie aparat i idźcie do galerii, tam to znajdziecie. To zdjęcie płodu ludzkiego. Musicie odnaleźć Charlesa Gatewood. On jest fotografem i to jest jego wystawa, jeździ z nią po całym świecie i spotyka się z ludźmi, podpisuje książki, itp. Rozmawiałem z nim niedawno i poradziłem mu, aby zamieścił swoje zdjęcia na okładce magazynu. No to i akurat na was trafi, gdy się z nim spotkacie. On ma wiele cholernie odjechanych prac, ale ta jedna, uważam, powinna być na okładce.

– Dziękujemy ci za wywiad.

– Dzięki. Przyjdzie jutro, zwłaszcza ty. Pogadamy o seksie, OK?

GermanassPostcard
Dragonfly - photo Kelly Anne Brill
Rozmawiała Aleksandra Słabisz
Tłumaczył Tomasz Stec
Opracował Piotr Wojciechowski